poniedziałek, 23 grudnia 2013

Podróż do Albufeira - Algarve Listopad 2013

Podróż do Portugalii rozpoczęła się właściwie 29 listopada wcześnie rano . Po wcześniejszym wylądowaniu w Doncaster . Wylot do Faro z Birmingham - 11.00 , także wyjazd z Doncaster zaplanowaliśmy na dużo, dużo wcześniejszą godzinę , żeby nie spóźnić się na halę odlotów. Po ówczesnym załatwieniu dojazdu na lotnisko - prywatne auto, mogliśmy udać się do Birmingham.




Birmingham - Faro ( Ryanair - 20 Funtów)
Faro - Manchester ( Ryanair - 15 Funtów)

O godzinie 14.00 samolot wylądował na lotnisku w Faro. Po przejściu przez wszystkie kontrole itp. udaliśmy się do wypożyczalni aut. Na zewnątrz przywitała nas piękna słoneczna pogoda ( około 18 stopni), co było bardzo miłym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę to , że mieliśmy końcówkę listopada i początek grudnia :)




W tym okresie jesienno - zimowym , Portugalia okazała się bardzo tanim krajem. Wynajęcie auta z firmy Goldcar kosztowało nas ok. 35 Funtów na 3 dni . Bardzo fajna opcja, aby móc podziwiać piękne widoki zza okna samochodu.





Po załatwieniu wszystkich formalności, udaliśmy się do Albufeira - urokliwe miasteczko oddalone od lotniska jakieś 20 km. Rezerwacji hotelu dokonaliśmy przez stronę www.booking.com . Jak już wcześniej wspominałem, Potrugalia w tym czasie jest bardzo tanim krajem , więc udało się zarezerwować 4* apartament z widokiem na ocean za 7 Funtów na dobę :) .







Bardzo dużym plusem okazał się fakt, że w hotelu były pustki, przewijało się kilka turystów z Niemiec zaledwie, po za tym cała okolica była wyłącznie nasza :D




Po zaaklimatyzowaniu się w pokoju i odświeżeniu się wyruszyliśmy w stronę oceanu.




Widoków nie da się opisać .. Trzeba tam być ;)




Wyszliśmy pospacerować i zrobić zakupy w sklepie około 18.00 . Można powiedzieć, że pod wieczór zrobiło się trochę chłodniej.






Z powrotem do hotelu wracaliśmy po zmroku, coś koło 22.00 po wcześniejszym zaliczeniu klimatycznej knajpki.






Dalszą część dnia spędziliśmy w pokoju, odpoczywając po ciężkim dniu, pełnym wrażeń , popijając regionalne piwo .




Następny dzień po porannej pobudce zaczął się od zwiedzania Albufeiry . Miasto bardzo klimatyczne z wąskimi uliczkami i ciekawą zabudową.




Nie brakowało też sklepów w regionalnymi i nie tylko towarami ;)






Okolica, a w zasadzie całe Algarve słynie z pięknych plaż i dużej ilości hoteli , apartamentów itp. - region typowo turystyczny.




Po obejrzeniu miasta, nadszedł czas udać się na plażę...












Około 12.00 nadeszła pora chwilę odpocząć i zregenerować siły. Tak więc poszliśmy do pobliskiej restauracji. Sącząc piwo i jedząc śniadanie w postaci omleta można było lekko opalić się na słońcu  ;)






Po kolacji poszliśmy na spacer ciekawymi uliczkami Albufeiry w celu zakupienia pamiątek.




Około 14.00 postanowiliśmy zobaczyć kolejną miejscową atrakcję, a mianowicie Praia da Benagil , Miasteczko oddalone jakieś 20-30 km. od Albufeiry, więc dojazd tam nie trwał długo.










Po drodze można było zaobserwować bezstresowe życie przeciętnych mieszkańców regionu, pomarańcza rosnące w ogródkach przydomowych - przynajmniej takie wrażenie sprawiał ten widok.
Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do celu - Praia da Benagil i naszym oczom ukazał się cudowny krajobraz. 




Zaczęliśmy od zjedzenia obiadu, żeby mieć siłę na dalszy spacer wzdłuż południowego wybrzeża usianego klifami i licznymi jaskiniami . Restauracja serwowała świeże dania z ryb i owoców morza. Na przystawkę podano nam świeżą pastę z tuńczyka, sardynki i oliwki zerwane prosto z drzewka. Zaś danie główne to makaron z tuńczykiem , oraz catfish .






Trasa ta ciągnęła się przez około 5 km, a najwyższy punkt na klifie to około 40 m nad oceanem.




Nie zabrakło też odważnych łowiących ryby nad przepaścią...






W połowie drogi znaleźliśmy dziką plażę na którą weszliśmy przeciskając się przez małą jaskinię wydrążoną w skale.








Po paru godzinach spaceru zaczęło zachodzić słońce, więc ciężko się dziwić ludziom, którzy mieszkają sobie 10 metrów od brzegu, bo dla takich widoków każdy chciałby tam zamieszkać :) .Nawet jeśli za te 20 lat woda podmyje i zabierze im te domy, bowiem co roku fale zabierają pół metra lądu.




Z powodu obaw, że po zachodzie słońca zrobi się ciemno, postanowiliśmy zawrócić . Dlatego nie udało się dojść do latarni.




Mocno zmęczeni po tym pełnym wrażeń dniu, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w okolice hotelu kupić piwo na wieczór , oraz coś na śniadanie. Dzień zakończyliśmy imprezą :)

Nazajutrz, lekko zmęczeni i niewyspani spakowaliśmy walizki i w drogę.. kolejnym celem podróży był stadion "Estadio Algarve" - arena Mistrzostw Europy 2004 r.




Stadion znajduje się około 10 km na północ od Faro - czyli ostatniego punktu naszej podróży.
Poranek był słoneczny i w miarę ciepły, więc przyjemnie się zwiedzało. Właściwie przeszliśmy się do portu, oraz zakupić ostatnie pamiątki.






Nadszedł czas na ostatni obiad w pobliskiej restauracji - tym razem była to pizza , następnie już tylko wyjazd na lotnisko, zdanie samochodu w wypożyczalni i o godzinie 16.00 wylot do Manchesteru.





Podsumowując ten 3 dniowy wyjazd, mogę z pełną świadomością stwierdzić, że Portugalia jest jednym z najpiękniejszych miejsc w jakich byłem. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję pojechać tam ponownie, jeśli tak to na pewno skorzystam :) . Szczególnie w okresie jesienno-zimowym , dużym plusem okazał się brak turystów, cisza , spokój, wspaniałe jedzenie i słoneczna pogoda, co sprawiło że z czystym sumieniem mogę każdemu polecać wakacje w tym pięknym kraju.


Porady : 

* warto wynająć auto, jest to jedyna możliwość aby dojechać w ciekawe miejsca.
* warto rezerwować wszystko przed wyjazdem.
* ludzie są przyjaźnie nastawieni i mili.

Przydatne strony : 

www.booking.com - hotel.
http://www.goldcar.es - jedna z najtańszych opcji wypożyczenia auta.
algarve.net.pl - trochę o Algarve i przydatne informacje o miastach.

Koszty Podróży : 

Bilety lotnicze - 250 zł
Hotel - 80 zł
Auto - 50 zł
Jedzenie, piwo itp - 80 euro

Całkowity koszt to około 700 zł






środa, 8 maja 2013

Podróż do : Dublin Lipiec 2013

Podróż do Dublina rozpoczęła się dnia 11 lipca bardzo wcześnie rano na lotnisku we Wrocławiu. Postanowiłem wybrać się do kuzynki, która mieszka wraz z mężem właśnie w stolicy Irlandii .




Bilet zakupiłem za około 300 zł w jedna stronę .
Bilet powrotny do Leeds za 15 Funtów.




Tak więc po wylądowaniu na lotnisku w Dublinie o godzinach porannych , ku mojemu zdziwieniu zastała mnie bardzo słoneczna pogoda i około 30 stopni ciepła . Jak później okazało się, taka pogoda w Irlandii zdarza się raz na wiele, wiele lat, więc miałem to szczęście trafić idealnie.
Po przejściu przez wszystkie kontrole ( które trwały dość długo ze względu na ogromną ilość pasażerów przylatujących w tym momencie, oraz wielkość lotniska) udałem się na postój taksówek, skąd pojechałem do kuzynki która mieszka w dzielnicy Blanchardstown - stosunkowo niedaleko lotniska , w bardzo spokojnej okolicy.




Po zjedzeniu śniadania, odświeżeniu się, od razu postanowiłem wyruszyć do miasta. Zważając na to, że w Dublinie miałem zostać do 14 lipca , to miałem tak naprawdę około 3 dni na zwiedzenie tego olbrzymiego miasta.
Do centrum Dublina kursuje wiele autobusów, jest też tam linia szybkiej kolejki miejskiej DART. Ja skorzystałem  z autobusów, gdyż kolejka nie nie dojeżdżała całkowicie do centrum, oraz nie ogarnąłem jej aż na tyle, żeby nią jeździć.
Bilet to był koszt 1,60 Euro i kupuje się go u kierowcy, lecz nie ma możliwości wydawania pieniędzy,które wrzuca się do specjalnej skarbonki,po czym kierowca drukuje bilet, no i jedziemy :).

Od razu co dało mi się we znaki, to brak klimatyzacji w autobusach przy tym mocnym upale. No cóż nie ma co narzekać, bo już po 20-30 minutach byłem w centrum,po drodze mijając ciekawe budownictwo i zabytki Dublina.
Do centrum jechałem w ciemno w zasadzie, bez mapy nie wiedziałem gdzie wysiąść, miałem jedynie informację, że kiedy zobaczę wysoką Iglicę, to mam wysiadać :)




Znajduje się ona na przy ulicy O'Connell street, skąd odjeżdżają wszystkie autobusy, więc w razie zgubienia się, jest to idealne miejsce aby się odnaleźć właśnie w nim.
Wysiadłem z Autobusu trochę wcześniej na Bachelors Walk co prawda, gdyż już widoki spodobały mi się i można było w tym miejscu zacząć zwiedzanie. Szedłem wzdłuż rzeki, aż doszedłem do Iglicy.




Spędziłem tam chwilę, żeby odpocząć i zorientować się w którą stronę iść dalej. W tym dniu moim głównym celem były dwa stadiony :
Aviva Stadium i Croke Park.
Dwa największe obiekty sportowe w Dulinie.
Postanowiłem zacząć od tego drugiego, więc ruszyłem na północ. Mimo tego,że na mapie wygląda to na bardzo dużą odległość, to w brew pozorom szło się bardzo fajnie i po godzinie byłem na miejscu.




Jak się okazało stadion zrobił na mnie wrażenie - ponad 80 tyś miejsc na trybunach !. Jednak okolica okazała się nie zbyt przyjemna, więc postanowiłem pójść w stronę centrum, lecz inną drogą, żeby zobaczyć jak najwięcej :) . Tak więc przyszedłem od strony Summerhill, a z powrotem kierowałem się na południe drogą Rae Portland, aż dotarłem do Guild Street, gdzie przeprawiłem się na drugą stronę rzeki.




Tam właśnie zrobiłem sobie przystanek .




Kierując się na południe drogą Macken Street , a następnie Grand Central Street zacząłem zbliżać się do stadionu. Ten kilkugodzinny spacer dał mi już trochę w kość, plus ta upalna pogoda zmusiłą mnie do dłuższego odpoczynku. Zatrzymałem się więc na jedzeniu w restauracji, a później na mrożonej kawie w Starbucksie . To od razu poprawiło mój humor i dodało energii, więc poszedłem dalej.




Okolica, którą szedłem w stronę stadionu, okazała się bardzo zadbaną i robiła wrażenie, że zamieszkują ją ludzie na pewno nie biedni. Po kilkudziesięciu minutach mogłem zrobić kolejny przystanek, tym razem już pod stadionem.




Wracając już pod Iglicę w celu udania się na obiad, a właściwie kolację, Poszedłem wzdłuż Grand Canal Quay, w którym ludzie korzystali z pogody i kąpali się tam, oraz skakali z mostów do wody.







W tym miejscu właśnie też znalazłem chwilę na odpoczynek. Masa ludzi i klimat wakacji zrobił na mnie wrażenie, a przecież działo się to wszystko w samym centrum miasta :)




Dzień pełen wrażeń zakończyłem oczywiście miejscowym piwem, zresztą bardzo popularnym, a mianowicie :




Będąc w Irlandii oczywiście trzeba go spróbować, ale jeśli chodzi o mnie, to nie jest w moim guście.
Po kolacji i kilku piwach padłem ze zmęczenia. Jednak mimo tego postanowiłem obudzić się rano i znów wybrać się do centrum. Tym razem moim celem było kilka zobaczenie i odwiedzenie kilku głównych miejsc w Dublinie. 
Tak więc tym samym środkiem transportu, prawie że spod domu pojechałem autobusem pod Iglicę, a następnie to już szedłem w nieznanym kierunku, ale jak się okazało - na moje szczęście, do najciekawszych miejsc udało mi się dotrzeć :)




Jak to w dniu poprzednim przeprawiłem się przez most Ha'penny Bridge i kierowałem się College Green , po czym dotarłem do Parlamentu. Dalej idąc wzdłuż Dame Street natrafiłem na Katedrę Chris Church obleganą przez turystów.




 Dalej poszedłem prosto z nadzieją, że coś ciekawego uda się spotkać i trafiłem na kolejny kościół  St Audeon's Church.




Nie zwalniając tempa, szedłem cały czas przed siebie odbijając lekko w lewo na Thomas Street, gdzie znalazłem kolejny kościół John's Lane Church.



Oczywiście kilka fotek i ruszam dalej. Tym razem odbiłem mocno w lewo w boczną uliczkę, bowiem już oddaliłem się sporo od centrum, wiec jakoś tam trzeba było wrócić, a najlepiej nie tą samą drogą :).
Dzielnica była typowo Arabsko-Hinduska ? pełno straganów itp, więc nawet aparatu nie wyciągałem.

Po przejściu kilku przecznic i wąskich uliczek, trafiłem na coś.




Niestety nie wiem co to było, ale nie ważne, bo moim celem kolejnym był St Patrick's Catedral . Po kilkunastu minutach udało mi się tam dotrzeć. Tam postanowiłem odpocząć w cieniu, w sąsiadującym z katedrą parku.




Po odpoczynku czas ruszać dalej, dlatego że wybiła już godzina 14.00 a do zobaczenia jeszcze wiele rzeczy.
Kilka przecznic na północ od Katedry znajduje się Dubliński Zamek, do którego oczywiście natychmiast ruszyłem. Już po kilku chwilach byłem u jego bram z nadzieją, że będzie możliwość wejścia do środka. Tak też się stało. 




Około godziny 15 zgłodniałem i byłem spragniony, więc przyszedł czas na standardowy posiłek - McDonald's. I jak to też w standardzie bywa, mały heineken.
Poszedłem więc w kierunku najsłynniejszego parku w Dublinie, a mianowicie St Stephen's Garden, po drodze przechodząc przez malownicze uliczki pełne straganów.




Po drodze również obowiązkowo musiałem przejść się Grafton Street - głównym deptakiem w mieście. Uliczki były tak zakorkowane ludźmi, że ciężko było się przecisnąć :P . 




Na końcu deptaka mogłem w końcu odpocząć na trawie, w cieniu. Nie było łatwo z powodu ilości ludzi tam odpoczywających również. Skorzystałem też z darmowego internetu, z którego można w parku skorzystać.




Po przesiedzeniu kilkudziesięciu minut w Parku poszedłem dalej w stronę Merrion Square napotykając po drodze kilka ciekawych budynków.




Wtedy właściwie przyszedł już czas, żeby powoli zacząć zbierać się do domy, bowiem było już około 17.00 i ze zmęczenia padałem . Całą tą trasę przeszedłem na nogach, nie skorzystałem ani razu z komunikacji miejskiej.




Właściwie teraz już tylko zależało mi na tym aby odnaleźć drogę do Iglicy, skąd odjadę do domu.




Po kilku minutach zauważyłem rzekę, więc byłem na dobrym tropie.








Dzisiejszego dnia zobaczyłem bardzo dużo, w ciągu tych kilku godzin. Jednak jestem pewny, że Dublin ma do zaoferowania jeszcze więcej. Ja musiałem na tym zakończyć zwiedzanie miasta, ponieważ następnego dnia Kuzynka z mężem postanowili mnie zabrać w jedno z najciekawszych miejsc, w którym wypoczywają Dublińczycy. 





Zanim tego dnia dotarłem jeszcze do autobusu, przypomniało mi się że muszę kupić kilka pamiątek znajomym, oraz sobie oczywiście. Nie ma lepszej sieci sklepów z pamiątkami w Dublinie jak "Carrolls". W samym mieście jest tych sklepików co nie miara, oraz wybór ogromny.




Na koniec jeszcze zahaczyłem o jakiś przypadkowy pub.


'


Trzeci dzień mojej wycieczki to wyprawa na półwysep Howth, który znajduje się w północno-wschoniej części Dublina. Miejsce, które jest często odwiedzane przez mieszkańców.




Wyruszyliśmy o porannych godzinach, dlatego że Howth znajduje się kawałek drogi od domu. W to miejsce dotarliśmy szybką koleją miejską. kosztowało to niecałe 10 Euro w jedną stronę i już po około 30 minutach byliśmy na miejscu.




Rzeczywiście, tylko kilka km. po za miastem, a jaka różnica.







Na początek poszliśmy na plażę i przespacerować się promenadą, a następnie udaliśmy się do smażalni ryb, na świeżą i przepyszną rybę !!




Po kilku godzinach relaksu, wróciliśmy do domu. trzeba było się spakować i przygotować do dalszej podróży. 




Podsumowując ten krótki, ale pełen wrażeń pobyt mogę stwierdzić, że Dublin jest bardzo ciekawym i ładnym miastem, pełnym zabytków, o różnorodnej kulturze i jeśli będę miał kiedyś możliwość odwiedzenia tego miasta ponownie,to na pewno skorzystam i tego czego się nie udało zobaczyć teraz, uda się zobaczyć w przyszłości.



Porady : 

* przemieszczając się autobusem, trzeba mieć odliczoną gotówkę.
* warto najpierw przestudiować rozkład jazdy autobusów.
* trzeba spróbować Guinessa .
* obrzeża miasta są dość niebezpieczne i zaniedbane (z mojego punktu widzenia).
* z lotniska do miasta nie jest daleko,można skorzystać z taksówki.
*warto poruszać się pieszo, na każdym kroku jest coś ciekawego.


Przydatne strony : 

http://dublin.lovetotravel.pl/ - strona poświęcona zabytkom 

Koszty podróży :

Bilet lotniczy -  0                    (300 zł + 15 Funtów)
Dojazd na i z lotniska - 0        ( 70 zł  )
Transport miejski + taxi - 0    (20 Euro)
Jedzenie i picie - 15 Euro  
Pamiątki - 10 Euro
Nocleg - 0                             ( ? )
Całkowity koszt wycieczki wyniusłby około 600 zł